Wreszcie są moje! Póki co, tylko trzy odcienie, ale wiem, że na tym się nie skończy. Moje pierwsze wrażenie? Zakochałam się.
Pomadki nie są bardzo matowe, są satynowo-matowe, co bardzo mi odpowiada. Na ustach wyglądają przepięknie. Szczególnie 13, co do której nie byłam przekonana, ale po nałożeniu, wygląda nieziemsko (dziś nie pokażę Wam ust).
Idealnie wtapiają się w usta, dzięki czemu nie zjadają się w tak szybkim tempie jak inne pomadki. Kolory są bardzo intensywne - pigmentacja rewelacja.
04 - w tym kolorze zakochałam się, przeglądając jeszcze Wasze blogi. Nie jestem przekonana czy do mnie pasuje, ale jest śliczny
15 - kupiony tak na prawdę pod wpływem mojego chłopaka, który zażyczył sobie czerwieni. postawiłam na tę o lekkiej nucie pomarańczy
13 - nie byłam przekonana, kiedy zobaczyłam ją w testerze, jednak wzięłam w ciemno; stwierdziłam, że jeśli nie będzie dla mnie dobra, mogę zawsze malować dziewczyny; myliłam się - przepadłam. zakochałam się. kolor idealny :)
Cena - to także wielka zaleta pomadek. W sklepie internetowym zapłacimy 10,90zł za sztukę, ja w drogerii Laboo w rodzinnym mieście zapłaciłam 11,99 za sztukę. Taka jakość w takiej cenie? Tylko brać! Na pewno wrócę po więcej.
Uprzedzam pytania - pomadki, mimo że matowe, nie wysuszają ust. Jednak trzeba mieć dobrze wypielęgnowane usta, ponieważ matowe mają tendencje do podkreślania wszelkich niedoskonałości - suchych skórek, pęknięć.
Na zdrowych i zadbanych ustach wyglądają przepięknie. Już niedługo pojawią się makijaże, gdzie pomadki będą grać pierwsze skrzypce. Sama nie mogę się doczekać :)
A co Wy sądzicie o tych pomadkach? Macie? Polujecie?