Cześć! Jak wiecie, przeprowadziłam się. Chwilę mnie nie było. Jeszcze jakiś czas muszę się tutaj klimatyzować. Jednak czas wrócić do blogowania - dziś jest dobry dzień. Dlaczego akurat dziś? Bo 10 października, to dla mnie bardzo ważna data. Z kilku względów :)
Chciałabym zaprosić Was dziś na któtką recenzję miętowego jajeczka eos do pielęgnacji ust. Hit czy kit? Postaram się odpowiedzieć jednoznacznie (chociaż nie jest to łatwe!)
Balsamy do ust firmy Evolution Of Smooth (eos) - tajemnicze, kolorowe jajeczka, które kryją w sobie niesamowitą moc odżywiania, nawilżania i chronienia ust. Balsam wyraźnie odżywia usta. Wzbogacony został o naturalne oleje, masło shea, składniki nawilżające oraz odżywcze witaminy C i E, które natychmiastowo poprawiają kondycję ust.
Cena kosmetyku to około 22,90zł (cocolita.pl). Swoją kupiłam w niemieckiej drogerii dm za niecałe 6euro i w tej cenie mamy 7g produktu. Przydatny 36 miesięcy od otwarcia.
Moja wersja: sweet mint. Zapach, który od początku coś mi przypominał. Uwielbiam to uczucie, szczególnie jak jest miłe. Po jakimś czasie zorientowałam się, że chodzi o klasyczne dropsy mentos. Nie tylko pachną, ale nawet smakują dokładnie tak, jak kultowe łakocie. Co prawda, nie jadłam eosa, ale zdarzało się oblizać usta. Miłe uczucie!
Jak to jest z działaniem? Po pierwsze aplikacja - jest dosyć wygodna. Jajeczko dobrze leży w dłoni, nie ślizga się, nie wypada - pokryte jakby gumą (?). Niemniej - jeśli chodzi o działanie ma swoje plusy i minusy. Dla niewymagających ust jest wspaniały. Utrzymuje nawilżenie, pielęgnuje i wygładza. Niestety po wizycie w Niemczech moje usta bardzo cierpiały - ciągła klimatyzacja, brak odpowiedniego zapobiegania. Efektem tego były mocno przesuszone usta. Balsam niestety nie poradził sobie z ich wyleczeniem - chociaż próbowałam dać mu szansę. W końcu zdecydowałam się na coś mocniejszego.
Jeśli chodzi o wydajność - duży plus. Produktu jest dużo i nie nakłada się go nie wiadomo ile. Muśnięcie wystarczy by pokryć usta. Na pewno posłuży na długo. Dobrze, że mamy aż 3 lata na wykończenie.
Jeśli chodzi o składy, sprawa wygląda zachęcająco. W 95% produkt jest organiczny, 100% naturalny. Nie zawiera parabenów, wazeliny i jest bezglutenowy.
Podsumowując - eos jest fajnym i przyjemnym gadżetem. Miły dla oka, miły dla nosa i języka. Jednak nie jest niezastąpiony. Znam wiele innych balsamów do ust z lepszym działaniem o niższej cenie. Hit czy kit? Trudno jest mi stwierdzić. Hitem jest jego zapach, forma, kształt, kitem jest jego zbyt delikatne działanie (w ekstremalnych sytuacjach). Myślę, że czasem warto, pod warunkiem, że nie macie mocno zniszczonych ust.
Jakie jest Wasze zdanie na jego temat? Hit, czy kit?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz